miłość,a ja cierpię...
Komentarze: 0
w piątek mamy z panem T. kolejny miesiąc "bycia razem" (jak to się ładnie mówi).
wczoraj to ja na moment popsułam humor.
Pan T. mimo choroby i tego, że w końcu jest na urlopie posprzątał mi kuchnię (w poniedziałki jest moja kolej w grafiku), mój pokój i też wynikającą z grafiku łazienkę. ja w tym czasie siedziałam na zajęciach. jak wracałam zadzwonił do mnie i powiedzał ,że siedział z moją wspólokatorką i pili herbatę. Grrrrr... tu moja straszna zazdrość wzieła górę. przyszłam z fochem. źle zrobiłam. ale jakoś to później przegadałam.
cóż... pan T. jest moją miłością. cieszy mnie to. teraz, jak już wszystko wróciło do normy jestem przy nim spokojna i po prostu szczęśliwa. wystarczy, że oglądając film leżymy na łóżku i dzieli nas kilka centymetrów, to mam wrażenie, że on jest tak daleko. jak pan T. się uśmiecha czuję się jeszce lepiej:)
ale sama nie potrzebnie psuję... trzyma mnie jakaś dziwna cenzura. nie potrafię wykazać tej radości życia, którą znaja moi przyjaciele. czegoś się boję, wiem i wszyscy, co czytaja tego bloga też wiedzą, że wielu rzeczy sie boję, ale tu chodzi o coś innego. ja chyba boję się że go stracę. czasem było tak blisko, ale ja chcę z nim być! pomimo wszystkich jego wad i fochów, docinek... teraz pan T. siedzi w pociągu do Katowic. ja już za nim tęsknię, chociaż wyszedł odemnie dwie godziny temu. wiem, że wróci jak najszybciej. może będzie o 18? było by super. juz nawet sprawdziłm pociągi z katowic:D
od TERAZ wprowadzam do mojego zycia NORMALNOść
trzymajcie za mnie kciuki!
Dodaj komentarz